czwartek, 10 maja 2012

*31 - miesięcznica mojej diety surowej, kilka niechwalebnych faktów i moje postanowienia.

Aloha Przecudy moje!

Jako, że dziś mam takie swoje małe święto związane z pierwszą miesięcznicą na surowym, postanowiłam napisać coś typowo od siebie. Nie stosując się do żadnych stron internetowych i innych takich. Przekażę Wam trochę tego co zaobserwowałam przez ten miesiąc, od kiedy jestem bardziej świadoma tego jak jedzenie wpływa na człowieka.

I będą to te "niechwalebne fakty" z tytułu posta.

Po 1. Ludzie są wygodni.
Już tłumaczę - nie chodzi tutaj akurat teraz o to, że nie zażywają aktywności W OGÓLE (tym też się zajmę, ale zaraz), ale o to, że ludzie są leniwi, bo wolą jeść nieżywe, niezdrowe, puste jedzenie od jedzonka żywego.
Zaobserwowałam to na uczelni, wśród moich znajomych, ale też na ulicy, czekając na tramwaje itd. To widać WSZĘDZIE.
Ludzie mają tą godzinę 10/11/12. Powiedzmy, że zjedli śniadanie (jestem optymistką. Bo akurat w błogosławieństwo śniadania wierzę uparcie, cokolwiek by o nim nie pisali) około 6/7, więc o tej 11/12 coś ich ssie. Ma prawo. Mnie też ssie. I co ludzie robią? Ludzie kupują drożdżówki. Kupują białą bułkę i frankfuterkę. Kupują serek homogenizowany/jogurt. Kupują batona. Nie, nie batonA. BatonY. Bo jeden nie wystarczy. Kupują napój izotoniczny żeby się pobudzić. Bąbelkowe coś z kofeiną. Ci co "dbają o siebie" kupują rzekomo 100% sok pomarańczowy/jabłkowy/z czarnej porzeczki/bla/bla/bla.
W mojej głowie włączyła się lampka - czy Oni wiedzą co robią sobie tym jedzeniem??? Czy żyjąc w XXI wieku, mając dostęp do internetu, mnóstwa gazet medycznych, poradników żywieniowych, telewizji, naprawdę uważają, że takie jedzenie wnosi coś pozytywnego w ich życie?
Nie. Oni po prostu są wygodni. Bo więcej jest sklepów w drodze na tramwaj/autobus/do auta/szkoły/uczelni/pracy które oferują takie produkty. Wchodzisz do jednego sklepu i masz całe drugie śniadanie. Drożdżówka + paczuszka (malutka, bo dbamy o linię, wiosna w końcu przyszła) orzeszków w ciemnej (bo zdrowsza) czekoladzie + napój gazowany napełniony kofeiną (+ inną chemią) + batonik. A już w ogóle, moje obrzydzenie sięga zenitu, jak wchodzę do sklepu i tam są gotowe kanapki w lodówkach. I co najlepsze, pisze na takiej np. WEGETARIAŃSKA.Z SZYNKĄ. Z PIECZARKAMI. No wtedy to mi już wszystko staje w gardle. Gotowe TO COŚ ma być dla mnie dobre, bo? Bo co? Bo niby ma wszystko,ale... nie wiem, mnie to nie przekonuje, wybaczcie. Zapakowane w folie, przygniecione w tej lodówce jogurtami i serkami, mam to wziąć, wyjąć i tak zjeść? Nieeee, co to to nigdy.



Po drugie - ludzie są leniwi.
Ruch? Do auta na podwórko i z auta do pracy. Do domu droga na odwrót. No może jeszcze po supermarkecie się przejdę pod który wcześniej podjadę. Ale to kupię w tym supermarkecie chipsy, bo się wykamałam dzisiaj. Siaty takie ciężkie. Musiałam wnieść. Do windy. Z auta. A auto pod domem. No przecież CIĘŻKIE SIATY!
Muszę mówić dalej?
Rower w piwnicy. Rolki w szafie. Pies spasły bo na spacery też nie chce nam się wyjść. A kiecki i spodnie kurczą się w praniu. Ja przecież nie przytyłam. Tyle robię w ciągu dnia, że na pewno nie!

Ludzie są leniwi. I w dodatku w tym lenistwie tak zakotwiczeni, że sami siebie oszukują, że dobrze robią nic nie robiąc. Tzn. że nie mają czasu. Smutne. Bo nieprawdziwe. Bo zawsze znajdziesz nawet tylko 15 minut na rozciąganie. ZAWSZE ZNAJDZIESZ. Nie musisz oglądać tej telenoweli, wierz mi, to co ciekawe wydarzyło się 3000 odcinków temu. A jak jesteś zmęczony po pracy to - tutaj też święcie w to wierzę - nic tak nie działa jak ruch! Więc ruchy karaluchy. Jak to teraz czytasz, odłóż na chwilę i zrób 30 przysiadów. Albo 30 pajacyków. Co tam, zrób jedno i drugie! Od razu będzie Ci lepiej.



Po trzecie - ludzie nie słuchają siebie nawzajem.
Patrz - moja Babcia.
- Babcia: Chciałabyś coś zjeść kochanie?
- ja: Nie Babciu, nie jestem głodna.
- Babcia: A pić?
- ja: Nie Babciu, dziękuję.
- Babcia: A to patrz, tutaj mam takie czekoladki z nadzieniem, weź sobie.
- ja: Nie Babciu, dziękuję. Mówiłam Ci przecież, że jestem surową weganką. Że nie jem takich rzeczy.
- Babcia: Aha, no tak, mówiłaś, że tylko warzywa i owoce...
Minęły może z 3 minuty. Przylatuje Babcia z kuchni z talerzem.
- Patrz Kochanie, ciasto ze śliwkami! Śliwki to owoce to zjesz, prawda?

I całe tłumaczenie na nowo. I nadal nie zrozumiała. Babcia chwaliła się mojej Mamie, że kupi warzywa, owoce, sery, bo w końcu jestem weganką i nie jem mięsa.

Pocieszam się dwiema sprawami - po 1. pamięta chociaż, że nie jem mięsa;) po 2. może za którymś kolejnym razem zrozumie w końcu czym jest weganizm a z czasem czym jest mój witarianizm.:)

Ja nigdy nikogo nie próbowałam na siłę zmieniać. A przechodząc miesiąc temu na surowe nie zabierałam nikomu z bliskich chleba z przed ust, albo nie wyrywałam pitej kawy. Bo ja nie jestem żadną Alfą i Omegą. Sama się uczę, eksperymentuję, pracuję nad sobą. Jedyne co mogę dać to moje póki co 31- dniowe doświadczenie, moją wiedzę z artykułów, książek i filmików. I mogę dać jeszcze coś - pyszne, surowe jedzenie.





Kończąc z tym co złe, czas na moje przemyślenia po tym miesiącu na surowym stylu życia:
1. Brzuch mniej świruje.
2. Mam więcej energii.
3. Pracuję efektywniej.
4. Wyciszyłam się, uspokoiłam.
5. Zeszczuplałam.
6. Więcej się uśmiecham.
7. Bardzo dobrze śpię i co noc mi się coś śni.
8. Pracuję nad sobą wewnątrz - rozliczam się z przeszłością, nie analizuję tyle, staram się żyć tu i teraz.

:))

Z postanowień na nadchodzący miesiąc mam ograniczyć do minimum telewizję. Te kwadratowe pudło za długo wyznaczał mój cykl dnia. Chcę ten czas przeznaczyć na coś inspirującego. Chcę wpaść w jogę, zatracić się w niej, chodzić po parku na bosaka, biegać w okół stawów i zorganizować Eurotrip. Chcę znaleźć pozytywnie zakręconych ludzi, siedzieć na środku trawnika i rysować ptaki i położyć się na środku drogi o 3 nad ranem.


I tymi pozytywami zakończę dzisiejszy post.
Mając nadzieję, że gdzieś tam, ktoś przeczyta tę notkę i ze zwykłego zjadacza chleba oświeci go, że może stać się kimś lepszym dla samego siebie - może stać się kolejnym suroświrem jak my:)


Całuję, ubrana w pozytywy i promienie słońca:*

2 komentarze:

  1. Wspaniałą jesteś istotką, super post, super się to czyta.
    Gratuluję miesięcznicy i życzę żeby wszystkie cudowne plany wypaliły
    powiedz mi chodzisz gdzieś obecnie na jogę, jak tak to gdzie?
    buziaki

    OdpowiedzUsuń
  2. przeczytałam. fajnie, że są tacy ludzie którzy drażą i nie zaspokjają się wszechogarniającą wygodą i bezmyslnoscią. tylko pogratulowac Ci samoświadomości i zyczyc mega kobyłkowego zdrowia ;)

    OdpowiedzUsuń